Alternatywna historia noblistki – „Skłodowska. Radium girl.”

We wtorek 8 stycznia 2018 roku w domu kultury „Hutnik” odbył się spektakl teatru Papahema w ramach Młodzieżowej Akademii Teatralnej Pan Hilary, na którym miałem szczęście być. Widzowie przed przedstawieniem zostali wprowadzeni do tematyki przez pana Marcina Masztalerza i gościa specjalnego, którym tym razem był pan Krzysztof Suszczyński – wykładowca w Akademii Teatralnej w Białymstoku. W wykładzie zatytułowanym “Teatr syntezą sztuki” mówił o Wielkiej Reformie Teatru, różnicach w teatrze przed i po tej reformie oraz o tym, w co dzięki niej się ubogacił, nawiązując również do tego, że większość elementów zostało użytych w przedstawieniu: od złamania zasady trzech jedności, przez łączenie ze sobą kilku rodzajów sztuki (np. “zwykłej gry aktorskiej”, musicalu, multimediów czy tańca rąk) aż po kontrowersję i prowokację. A tej nie brakowało.

Pora przejść do sedna. Tytuł: “Skłodowska. Radium Girl”. Wymieniłbym wszystkie osoby odpowiedzialne za spektakl, bo zasługują na to, jednak ich imiona są na plakacie (zachęcam spojrzeć), dlatego wyróżnię tylko osobę odpowiedzialną za reżyserię: panią Agatę Biziuk oraz aktorów teatru Papahema, którego nazwa pochodzi od pierwszych dwóch liter imion każdego z nich: Paulina Moś, Paweł Rutkowski, Helena Radzikowska i Mateusz Trzmiel. Nie posiadają własnego budynku teatralnego , co jest niecodziennym zjawiskiem, zwłaszcza zważając na wysoki poziom ich gry. Tytuł mówi sam za siebie, jest o historii Marii Skłodowskiej-Curie, jednak przedstawiona w sposób naprawdę wyjątkowy.

Kontrowersja zaczyna się zaczyna od samego początku. Na tablicy fluorescencyjnej widać cień, który jak się dowiadujemy, jest Marią w trumnie. Grający szydzą z niej, trójka rysuje po tablicy, a raczej, po grobie, podczas gdy czwarty aktor przemawia do niej prowokująco.

Kolejnym elementem jest śpiew – piosenka o dziejach Marii, połączona z tańcem rąk. Tak naprawdę, było to użycie języka migowego, który wraz ze śpiewem i farbą świecącą w ciemności dał świetny efekt.

Następna zmiana, tym razem widzimy pokaz multimedialny, w którym nasza rodaczka przedstawiana jest między innymi jako spopularyzowany towar na memy bez prawa prywatności. No i nareszcie to, co większość nazwałaby pewnie “zwykłą grą aktorską”.W komiczny sposób poznajemy losy pani Skłodowskiej za czasów, kiedy pracowała jako guwernantka, dowiadujemy się co tam przeżyła, a następnie… cofamy się w czasie. W równie zabawne przechodzimy te same wydarzenia alternatywną ścieżką, gdzie jej pierwsza miłość się udaje, zostaje w Polsce i żyje nieszczęśliwa bez spełnienia marzeń. Gdyby nie złamane serce, nie dostałaby nagrody Nobla. Również, co oczywiste, nie poznałaby Piotra Curie. Ich miłość ukazano, jakby cała miała miejsce w laboratorium. Narodzinom Ireny i Ewy nie przeznaczono znacznej uwagi – pokazano tylko, że były. Najważniejsze było odkrycie radu i później polonu.

Następnym, chyba najbardziej kontrowersyjnym, elementem spektaklu było przedstawienie nieznanych właściwości wymienionych pierwiastków i ich skutków, a już na pewno sposób, w jaki to zrobiono. Ukazano historię tzw. Radium Girls, najpierw w postaci piosenki śpiewanej przez zmutowane dziewczyny, potem wyjaśnił ją narrator (cieszę się, bo z samego krzyku nic nie zrozumiałem). Co prawda nie przypadł mi do gustu ten element, bo mógł, jednak był jak najbardziej zgodny z przekazem. Przede wszystkim było bardzo głośno. Ten fragment miał na celu “obudzić” widzów, by skupili się na następnej scenie, dlatego, że dowiadujemy się tam czegoś, czego powszechnie nie mówiono (Ja tak naprawdę dowiedziałem o Radium Girls dopiero na spektaklu). Zadanie zostało wykonane perfekcyjnie i jestem pewien, że każdy zapamięta te dwa fragmenty.

Kolejnym elementem było “show”, w którym udział brali psycholog, Nobel, Polska i dwie aktorki, po którym niedługo później zrobiono licytację przedmiotów związanych z Marią Skłodowską-Curie. Później sama Polska rozmawiała o swoich problemach z psychologiem.

Żeby nie przedłużać, chcę tylko powiedzieć, że w dalszej części spektaklu, gdzie opowiedziano o śmierci Piotra Curie oraz dalszych losach Marii Skłodowskiej-Curie, nie wprowadzono niczego nowego – powrócono do formy narracji, o której wcześniej już nieco powiedziałem.

Moim zdaniem, przedstawienie było bardzo ciekawe, nie wspominając już o tym, że pouczające ze względu na wiedzę o Marii Skłodowskiej-Curie, jak i o technikach teatralnych i o możliwościach kreatywnego łączenia ich ze sobą. Jeśli ktoś będzie miał możliwość jeszcze kiedyś zobaczyć “Skłodowska. Radium Girl”, serdecznie zachęcam!

Kacper Piątek, klasa 1LOI

Dodaj komentarz