Chłopiec z jaskini. Opowiadanie

Pod drzewem leżała drobna postać. Miała przy sobie jedynie złamany sztylet. Z trudem wiązała bandaż, gdy usłyszała szelest z pobliskich krzewów. Odruchowo spróbowała uciec, lecz rany jej na to nie pozwoliły. Ze zmęczenia padła na plecy i czekała na zagrożenie. Postać była wściekła na swoją bezsilność i strach przed śmiercią, na którą nie była gotowa. Szelest się powtórzył. Potem znowu i znowu. W następnej chwili rozległ się wszędzie szmer, a ranny poczuł coś mokrego. To tylko deszcz.
Chłopiec poczuł ulgę. Krople spadały na niego kojąc ból. Powoli się podniósł i opierając się o wszystko, co naszło mu w drogę, zaczął szukać schronienia. Po dłuższym czasie znalazł na skraju lasu jaskinię. Był na tyle poszkodowany, że wszedł do niej bez sprawdzania, czy jest w niej bezpiecznie. Chciał już tylko odpocząć. Ułożył się wewnątrz i z wyczerpania ledwo dawał radę zaczerpnąć tchu. Kończyły mu się zapasy jedzenia. Próbował je uzupełnić – z marnym skutkiem. Sieci na ryby założył już kilka dni temu, jednak gdy wyruszył na polowanie dzikie zwierzęta obeszły go i odcięły drogę powrotną. Nie znał drogi w głębszej części lasu, a na przeprawę przez góry nie miał siły już wtedy. Teraz praktycznie nie ma szans na powrót do obozu. Zaczął sobie przypominać wspomnienia z zeszłego tygodnia. Dzień przed wyprawą rozmawiał ze swoim serdecznym przyjacielem, którego długo nie widział. Rozmawiali o głupotach, o wszystkim i niczym. Ot, jak każda normalna rozmowa w każdy normalny dzień. Teraz dużo by dał, by te proste chwile wróciły.
Leżał wewnątrz jaskini już około godzinę, gdy u jej wejścia rozległ się hałas. Chłopiec otworzył oczy. Zauważył, że drzewo się roztrzaskało i przygniotło jakieś zwierzę. To był niczym dar z Nieba. Resztkami sił sprawdził czy żyje. Niestety nie, szkoda zwierzęcia, jednak dzięki temu nie będzie miał problemu… Po nieludzkim dla chłopca wysiłku ognisko było gotowe. Chłopiec zjadł odrobinę i zdrzemnął się. Później powtarzał to, dopóki nie poczuł się syty. Następnego dnia rano poczuł się lepiej. Wstał i chwiejnym krokiem wyszedł z jaskini. Przy strzaskanym drzewie stał mężczyzna, a za nim jego koń. Gdy ujrzał młodzieńca, podbiegł do niego i spytał: “Jesteś cały?” jednak ten nie odpowiadał, więc spytał jeszcze, czy mu pomóc – z tym samym skutkiem. Mężczyzna wyjął mapę i podał chłopcu. W tedy on powoli podniósł rękę i wskazał w miejsce, gdzie mieszkał. Jeździec patrzył w to miejsce ślepo przez chwilę i bez słowa poszedł do swego konia. Zaprosił chłopca na grzbiet i razem wyruszyli w stronę gęstego, ciemnego lasu.
Młodzieniec patrzył zza pleców ratownika na drogę przed nimi. Mężczyzna po dłuższej chwili się odezwał.
– Więc, umiesz mówić? – zapytał, a gdy odpowiedziała mu cisza, dodał. – Czy może nie masz siły się odzywać?
Chłopiec przytrzymał go mocniej, jakby chciał przekazać, że o to chodzi. Teraz jeździec wiedział, że niczego się od niego nie dowie. Był bardzo zainteresowany, skąd się tu wziął w takim stanie i zmartwiony celem podróży.
– Chłopcze – zwrócił się znowu do niego. – Jesteś pewien, że chcesz jechać tam, gdzie mi wskazałeś? – poczuł uciśnięcie na ramieniu. – A dobrze mi wskazałeś?
Młodzieniec oparł się mu na plecy i mruknął coś, po czym kiwnął głową na tak. Jeździec popędził konia. Przemierzali leśną dróżkę bardzo szybko. Nagle koń zachwiał się i upadł. Chłopiec i mężczyzna spadli, noga drugiego utknęła pod cielskiem zwierzęcia. Słaby młodziak spojrzał na drogę za koniem. Ktoś wrzucił mu pod nogi ciało jakiegoś człowieka. Usłyszał rżenie, natychmiast zerwał się, by pomóc ratownikowi. Gdy zbliżył się do niego, ten wykrzyknął: “Uciekaj, ratuj się!”. Zaraz po tym usłyszał świst. Jakiś kamień uderzył w ziemię obok konia. Chłopiec instynktownie zbiegł i wdrapał się na drzewo. Z bezpiecznej odległości obserwował to, co się dzieje na dole. Zauważył dużą falę tharkitów. Szpetne, szare istoty, ledwo podobne do ludzi i równie ledwie inteligentne. Duża grupa otoczyła ofiarę i na oczach młodzieńca…
Z czasem tharkity zaczęły warczeć na siebie nawzajem i dla odmiany przeszły do kanibalizmu. Opadający z sił chłopczyna jeszcze przez około godzinę wisiał na drzewie nim zaczął powoli opadać wzdłuż niego. Gdy jego nogi ustały na ziemi, podszedł do tego, co zostało z jego niedawnego towarzysza. Znalazł mapę, którą wcześniej mu pokazywał. Wydarł fragment z ubrania zmarłego i włożył do kieszeni. Rozejrzał się za znakami szczególnymi, które pomogłyby mu się zorientować w położeniu. Gdy je znalazł, zauważył, że od jego domu dzieli go jeden zakręt.
Powolnym truchtem, najszybszym tempem, na jakie go było stać, zaczął przemierzać ostatni fragment drogi. Za następnym drzewem oślepiło go światło słońca. Przed nim rozpościerała się znajoma przestrzeń…

Kacper Piątek klasa II LOI

Dodaj komentarz