Ania, nie Anna

Rude warkocze i twarz pokryta piegami. Ognisty temperament i bujna wyobraźnia. Kapelusz z polnymi kwiatami. Sukienka z bufiastymi rękawami. Potok słów. Milion myśli na sekundę. Marchewka. Kordelia. Ania Shirley.

Processed with VSCO with t1 preset

Wielu kojarzy się jedynie z lekturą szkolną, a więc można pomyśleć, że z czymś przestarzałym i nie do końca przyjemnym. Ale prawda jest taka, że historia tej niezwykłej dziewczyny znów stała się modna i na nowo porywa serca milionów dziewcząt, nawet tych, które już dawno wyrosły z warkoczyków i lalek. Ja sama mam z Anią ciekawą przygodę. Nie dałam jej szansy w szkole podstawowej, ale kilka lat temu na półce u mojej siostry dostrzegłam cztery tomy w przepięknym wydaniu. To jedyna seria, w której nie przeczytawszy pierwszego tomu, sięgnęłam po kolejne. Już wtedy bardzo mi się spodobała, a w zeszłym roku nadrobiłam zaległości – zapoznałam się wreszcie z „Anią z Zielonego Wzgórza” i teraz mam za sobą już osiem części. W przyszłości planuje przeczytać jeszcze coś, co wyszło spod pióra Lucy Maud Montgomery, bo jej książki, od pierwszych stron rozbrzmiewają beztroskim śmiechem, radością, przyjaźnią, miłością i ciepłem. I może dlatego są tak popularne.

„Ania” ma również swoje ekranizacje. Najsłynniejsza należy chyba do Kevina Sullivana, pochodzi z 1985 roku i wciąż jest przede mną. Już nie mogę się doczekać aż dopadnę jakieś DVD i wreszcie się z nią zapoznam. Jest także, znacznie nowsza, tegoroczna produkcja Netflixa (tam również dostępna do obejrzenia) „Ania, nie Anna”, która również cieszy się zainteresowaniem. Serial ma na razie jeden sezon, a w nim siedem odcinków, trwających zazwyczaj od 40 do 60 minut. W główną rolę wciela się Amybeth McNulty. A ja, jako wielka fanka tej opowieści, nie mogłam przejść obok niego obojętnie.

To co od początku wprawia w zachwyt to przepiękna czołówka z równie dobrą muzyką. Następnie już od pierwszych sekund oczarowują nas niesamowite ujęcia, sceneria i stroje aktorów, które moim zdaniem idealnie oddają klimat epoki. Aż samemu chciałoby się tam przenieść. Chcę też pochwalić dobór i grę aktorów. Nie należą oni do zbyt popularnych, ale to wcale nie umniejsza ich umiejętnościom. Myślę, że idealnie poradzili sobie z odegraniem swoich ról, a jeśli ktoś czytał książkę, wie, że postaci wykreowane przez Lucy Maud Montgomery mają swoje charaktery. Chociażby Ania, której usta się nie zamykają czy Maryla, powściągliwa w okazywaniu swoich uczuć.

Jeśli więc od strony technicznej wszystko wygląda pięknie, to według mnie merytorycznie jest trochę gorzej. Twórcy wprowadzili kilka istotnych zmian, dlatego nie mogę polecić tego serialu osobom, które cenią sobie wierność książce. Tym bardziej rozczaruje ich zakończenie. Osobiście myślę jednak, że część z nich wyszła serialowi na korzyść. Dzięki temu jest ciekawszy, a jak łatwo się domyślić, twórcy planują więcej niż jeden sezon. Szczególnie interesujący jest dla mnie wątek z Gilbertem, który skradł mi (i wiem, że nie tylko mi) serce. Nie jestem natomiast zadowolona, z tego, że pewne kwestie zostały wyolbrzymione na tyle, że serial nie jest przeznaczony dla osób poniżej trzynastego roku życia. Nie potrafię wyobrazić sobie podobnych sytuacji w powieści Lucy Maud Montgomery. To dla mnie duży minus.

 

Jednak pomimo tych niedociągnięć, czekam z zainteresowaniem na kolejny sezon. Jestem ciekawa co jeszcze wymyślą autorzy, jak dalej potoczą się losy Ani, Gilberta, Maryli i innych. Mam tylko nadzieję, że będą trzymać się pewnych granic, a serial nie stanie się czymś kompletnie różnym od pierwowzoru. A jakie jest Wasze zdanie?

 

Małgorzata Abramczyk , klasa  II LOL

Dodaj komentarz