Niezwykła podróż

Tylko podczas snów udaje mi się dostrzec to, czego w żadnych innych okolicznościach nie jestem w stanie sobie przypomnieć. To beznadziejne. Jestem na siebie wściekła. Emocje kumulują się w moim wnętrzu zawsze rano. Zbierają się podczas tych pięknych, ale nierealnych snów. To tylko wytwory wyobraźni, usiłuję siebie przekonać. Każdego ranka chcę wierzyć w nie mocno, ale w ciągu dnia rozsądek wygrywa, a ja, moje uczucia, stoimy na przegranej pozycji. Emocje, które towarzyszyły mi rano, teraz są zupełnie nieobecne; teraz czuję strach.

Stoję przed swoim łóżkiem i zastanawiam się, czy w ogóle mam się położyć. Może zejdę jeszcze na dół, porozmawiam z mamą, obejrzę mecz z tatą, chociaż nie będę rozumiała zasad gry, to pomoże mi to w jakiś sposób się rozluźnić. Mam nieodrobione zadanie z matematyki. W tym momencie z chęcią bym się tym zajęła. Dalej jednak stoję w tym samym miejscu i uporczywie wpatruje się w poduszki. Wiem, że minie trochę czasu zanim zasnę. Boję się tylko tego, co będzie potem. Czy znowu przypomnę sobie coś, o czym nikt poza mną nie ma pojęcia? Odkąd wyjęte z pamięci zostały mi ostatnie dwa lata czuję się lżej, ale brakuje mi czegoś. Podobno to skutek traumatycznych przeżyć, ale nikt nie wie, o co konkretnie mogłoby chodzić. Nie ma sensu dłużej tego przeciągać. Położę się, zamknę oczy, zasnę, przyśni mi się coś dziwnego, obudzę się cała zdruzgotana, a później zapiszę to jak zawsze w notatniku.
Nic strasznego. Biorę głęboki wdech, powoli wypuszczam powietrze i kładę się do łóżka. Przykrywam kołdrą i próbuje wyrównać oddech. W końcu nic złego się nie stanie.

Dzisiaj jest inaczej. Odczuwam jak powieki robią się ciężkie, lekko drgają. Moje ręce, nogi są zupełnie rozluźnione, jakbym przechodziła w stan hipnozy. To tylko kwestia czasu, aż coś zobaczę i poczuję. Zaraz się to wydarzy. To właśnie ten moment. Teraz. I nie czuję już nic.

Szliśmy otoczeni wysoką trawą. Podążałam za Tobą stawiając duże kroki. Była to noc lipcowa, może sierpniowa, z pewnością bardzo ciepła. Wyglądałeś zupełnie tak samo jak w każdym poprzednim śnie. Rozkładałeś na trawie koc, podczas gdy ja Ci się przyglądałam. Położyliśmy się wśród trawy, patrzyliśmy na niebo. Pokazałeś mi dwa gwiazdozbiory, już je znałam, ale nie chciałam Ci przerywać. Miło było słyszeć Twój głos. Wpatrzeni w usiane gwiazdami sklepienie byliśmy zupełnie cicho. Wypatrywałam tego spadającego obiektu
w myślach powtarzając jak mantrę moje życzenie. Wiedziałam, że inaczej nie zdążę. Gdy nagle gwiazda zaczęła spadać, oboje krzyczeliśmy. Chciałabym wiedzieć jakie było Twoje życzenie. Moim było to, abyśmy zawsze byli szczęśliwi. Musiałeś być dla mnie szczęśliwą gwiazdą, nie chciałam aby pozostał po Tobie tylko gwiezdny pył
.”

Uczyłeś mnie pływać. Byłam zupełnie przerażona. Bałam się wody, bałam, że się utopię. I chyba to dostrzegałeś. Trzymałeś mnie za rękę i mówiłeś, że na to nie pozwolisz. Jezioro w którym pływaliśmy nie było głębokie jednak i tak mocno ściskałam Twoją rękę. Później, gdy wyszliśmy z wody położyliśmy się na plaży. Słońce zaczynało zachodzić barwiąc niebo różnymi kolorami. Oboje oglądaliśmy zachód słońca. W tamtym momencie bardzo nas to zachwyciło. Może to przez okoliczności i towarzystwo natury; otaczały nas drzewa, które rzucały swój cień, wokoło rosło całe mnóstwo rumianków. Ich zapach unosił się dookoła.
A zachodząca ognista kula łaskotała nasze twarze ostatnimi ciepłymi promieniami. Leżeliśmy pochłonięci przez nieuwłaczającą ciszę. I było dobrze jak nigd
y.”

W ciągu ostatnich dwóch nocy czułam się jakbym kradła komuś wspomnienia. Byłam złodziejem w swoich snach. Były one miodem dla mojej duszy i czymś czego bał się mój umysł. Pełne delikatności i melancholii. Przedstawiają krótkie chwile, a ciągną przez długie godziny, jakby pozwalały się nimi delektować i dostrzegać najmniejsze szczegóły. Mimo, że są piękne, to gdy o nich myślę towarzyszy mi niepokój. Z drugiej strony czegoś mi w nich brakuje, jakby był jakiś element, który zakłóca teraźniejszy przekaz. Dzisiaj jestem zmęczona
i staram się nie myśleć o śnie w taki sposób. Chcę aby był on tym, co pozwoli mi odpocząć po koszmarnym dniu. Nie chcę myśleć i czuć. Chcę spać.

Widzę przed sobą książkę. Litery. Bardzo wiele liter, które układają się w zdania.
To moja ulubiona książka. „Strzelaj więc sobie ile chcesz, do sójek, jeżeli Ci nie trudno je trafić, tylko pamiętaj, że grzechem jest zabić drozda.” Wpatruje się w nią, ale nie czytam. Siedzę na swoim łóżku, w domu nikogo nie ma poza mną, nagle zaczynają wyć syreny. Mnóstwo syren. Dźwięk jest niemal ogłuszający. Mam wrażenie, że moje bębenki tego nie wytrzymają.
Bolą mnie uszy. Boli mnie głowa. Niedobrze mi. Duszno. Zasycha mi w gardle. Cała się pocę. Wybiegam z domu, ale to też nie pomaga. Ten dźwięk rozsadza mnie od środka. Trzęsę się. Kulę się w sobie. Słyszę teraz wyraźnie tylko swój płytki oddech i bicie serca, które miarowo pompuje krew. Podnoszę wzrok i dostrzegam miejsce wypadku. Idąc tam liczę kroki, może uderzenia serca. Nie jestem w stanie tego powiedzieć. Sto osiemdziesiąt. Sto osiemdziesiąt sekund na reanimację CIEBIE. Sto osiemdziesiąt sekund to mało. Sto osiemdziesiąt sekund decyduje o czyimś życiu. O Twoim życiu. Sto osiemdziesiąt sekund, podczas których los musi zadecydować ,czy dać Ci drugą szansę. Musi Ci dać. Daje ją tym, którzy tego chcą i pragną.
A Ty chyba tego chcesz. Nie możesz umrzeć. Masz w sobie coś z Apolla, Hermesa i Aresa. Bogowie są nieśmiertelni, więc Ty też musisz być. Jesteś?

Wyrywając się ze snu siadam gwałtownie na łóżku. Nadal jest noc. Trwał on tylko kilka minut, a wydawałoby się, że całą wieczność. Jestem jeszcze bardziej zmęczona niż przedtem. Moim ciałem wstrząsa szloch. Tak bardzo chciałam sobie przypomnieć ostatnie dwa lata,
a nie miałam pojęcia, co one ze sobą przyniosą. Chciałam odzyskać bolesne wspomnienia, których mój umysł się bał. Ja teraz też się boję. Doznałam podróży, której chcę się wyrzec i więcej jej nie powtarzać.

Sylwia Karpińska, klasa II LZB

Dodaj komentarz