Pieczątki, higiena i mnogość języków.

Witajcie!

W kolejnym z opowiadań nasi bohaterowie nadal znajdują się tam, gdzie ich zostawiliśmy,  w kolejce na poczcie. Jednak zbliżają się do upragnionego celu, czyli okienka, a tam wystarczy już tylko krótka rozmowa z  „panią z poczty”, a potem powrót do domu.
Kolejny fragment nie bez przyczyny nosi tytuł „Pieczątki, higiena i mnogość języków.”, bo w drodze powrotnej czeka ich dość niemiła „niespodzianka”.  Miłej lektury ;)

                                                                                                                                             Adam Przybysz

 

 

Puk, puk, puk, puk – stukot pieczątki uderzającej rytmicznie o kolejne koperty zdawał się walić Piotrkowi,  niczym młot w głowie. Chłopak zadawał sobie co jakiś czas pytanie : „ile to już dni minęło odkąd stoję w tej kolejce?” i gdy po kolejnych godzinach mordęgi spoglądał na zegarek, docierało do niego,  że minęło zaledwie kilkanaście minut,  odkąd wszedł do tego budynku. Jego towarzysz – Zbyszek – zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na mijający czas i nie nużyć przebywaniem w owym okropnym miejscu, wręcz przeciwnie – był zafascynowany otoczeniem, tymi wszystkimi ludźmi,  przed nimi i za nimi, plakatami reklamowymi na ścianach i oszkleniach wszystkich czterech stanowisk,

z których i tak tylko jedno było czynne. Goblin co chwila wzdychał ze zdumienia, przekręcał głowę pod nienaturalnym kątem lub przecierał oczy,  jakby zobaczył coś nieprawdopodobnego. Kiedy już dotarli przed oblicze „bogini tego przedziwnego, pocztowego świata”, tej od której zależał ich los, chłopak z łoskotem położył przed nią kopertę
– polecony czy priorytet?! – zagrzmiała kobieta

– taki żeby doszedł – wymamrotał chłopak, powiedział to jednak na tyle cicho,  by kobieta go nie usłyszała, wiedział bowiem,  co grozi za znieważenie jednej z tych mrocznych istot na ich terytorium – polecony – odpowiedział głośniej
Ku wielkiemu zdumieniu Zbyszka, kobieta zaczęła okładać kopertę wielką pieczęcią z każdej strony, a ślady jakie po tym zostawały wyglądały niczym ciemne siniaki na białej skórze koperty
– co ona robi? – krzyknął niewiele myśląc, do Piotrka – przecież… kto teraz przyjmie taką brudną przesyłkę?
Chłopak w mgnieniu oka zareagował i przesłonił mu usta,  a do ucha powiedział
-tak się robi, stawia pieczątki, przyklei znaczki, później ci to wyjaśnię – po tych słowach puścił stworzenie, a Zorg mimo że udobruchany nadal przestępował niespokojnie z nogi na nogę.
Kiedy już rytuał znakowania przesyłki się skończył, Piotrek zapłacił kobiecie i razem z kompanem wyszli z poczty
– myślałem że nas zabije tym spojrzeniem – odetchnął kiedy już wyszli
– ale za co? – zdziwił się goblin
– nie zadzieraj z dziką bestią na jej terenie – odparł młodzieniec. Zbyszek jedynie mrugnął kilka razy próbując cokolwiek z tego zrozumieć, ale nie zadał już żadnego pytania sądząc, że i tak na pewno nic więcej mu nie wyjaśni.
Przez pewien czas szli bez słowa, ale kiedy przechodzili przez park Zorg w końcu zapytał
– a co to są? – wskazał palcem pojemnik na śmieci
– to jest kosz, tutaj wrzuca się śmieci
-śmieci
– no śmieci… rzeczy,  które nie są Ci potrzebne – kończąc to zdanie, chłopak z dobrze słyszalnym plaśnięciem wdepnął w „niespodziankę” pozostawioną przez jednego z czworonogów chodzących po parku z właścicielami
– no niech to… – odskoczył na bok i zaczął wycierać podeszwę o trawę
– co się stało?
– wdepnąłem w gó…. No znaczy but zabrudziłem
– a co to jest? – goblin wskazał palcem psi prezent
– to są psie odchody
– a wiem , wiem, nawozimy tym ogrody, ale wasi ludzie robią to źle, to się zostawia pod rośliną,  a nie na środku drogi – odparł Zorg
– nikt tych kulturalnych państwa widać nie nauczył, że po swoich zwierzętach się sprząta – westchnął Piotrek kończąc chociaż powierzchowne wycieranie buta
– u nas to jest nie do pomyślenia… gdyby ktoś zostawił coś takiego na środku drogi zostałby wyrzucony plemienia… każdy właściciel chodzi za swoją krową i po niej sprząta
– macie krowy? – tym razem to chłopak się zdziwił
– pewnie że mamy! – goblin wydawał się dumny – piękne, ogromne, różowe, pulchne i z cudownie zakręconymi ogonami!
– to chyba świnie – odpowiedział młodzieniec
– my nazywamy je krowami. Świnie to nasi przywódcy! To bardzo dostojny tytuł
– my też nazywamy naszych przywódców świniami – zaśmiał się Piotrek – ale nie ma w tym raczej nic dostojnego
Zbyszek przyglądał mu się z lekko rozchylonymi ustami, a w jego oczach było widać, że ma jeszcze wiele pytań, ale jakby nie wiedział, od którego zacząć. Kolejny kawałek drogi szli bez słowa, w końcu jednak Piotrek przyśpieszył kroku
-chodźmy szybciej, muszę się jeszcze pouczyć angielskiego
-angielskiego?
– no takiego języka… wiesz, angielski, niemiecki, rosyjski i tak dalej
– to ludzie mówią różnymi językami? Nic dziwnego, że wiecznie nie możecie się dogadać…

CDN

Dodaj komentarz