Fragmenty pracy „Przy skubaniu gęsi” Zuzanny Zdziarstek z książki

„Miejsce urodzenia- Historie lokalne spisane przez uczniów Akademii Młodego Obywatela Jana Karskiego 2017 rok”

 

Bohaterem reportażu jest mój dziadek Zygmunt. Zawsze lubiłam słuchać jego ciekawych opowiadań o czasach dzieciństwa i młodości. Teraz chciałabym zebrać te wspomnienia i poznać w całości historię jednego z mieszkańców naszej miejscowości. Będzie to relacja człowieka, który urodził się w Trzciance, tu się wychował, tu chodził do szkoły, pracował i tu mieszka nadal, ciesząc się dobrymi zmianami we wsi i miłością swoich bliskich.

Czasy, w których przyszło wychowywać się dziadkowi mogą się wydawać mojemu pokoleniu surową szkołą przetrwania. Trudno jest dzisiaj zrozumieć, że kiedyś dzieci nie miały butów          i ubrań. Nosiły to, co uszyli lub zrobili dla nich rodzice. Kobiety wyrabiały na krosnach kalesony, koszule, prześcieradła. Wszystko powstawało z naturalnych surowców: materiały z lnu, pierzyny i poduszki z puchu. W każdym gospodarstwie było chociaż kilka gęsi. Kobiety licznie zbierały się na ich skubanie. Przy tej pracy było mnóstwo rozmów, śmiechu, plotek, ale dzięki temu nocą pod pierzyną z prawdziwego puchu nikt nie marzł. Buty, tzw. drewniaki” wyrabiali już głównie mężczyźni. Miały skórzane wierzchy i drewniane spody, obijane dookoła gwoździkami.

Dzieci i młodzież po szkole nie miały dużo wolnego czasu. Na wsiach było mnóstwo obowiązków dla każdego członka rodziny, niezależnie od tego czy był dorosłym, czy dzieckiem. Wszyscy ciężko pracowali w polu przy zasiewach, sadzeniu ziemniaków, a potem podczas zbierania plonów, sianokosach i ponownym przygotowaniu ziemi do kolejnych zasiewów. W domu czekały zwierzęta, które należało oporządzić. Na zabawę zostawało tak naprawdę niewiele czasu, może dlatego sprawiała ona tyle radości. […]

Drugą wojnę światową i okupację dziadek Zygmunt zapamięta na zawsze. Walki Niemców, bestialskie mordowanie bezbronnych mieszkańców, usiłowanie zabicia jego ojca. Także wkroczenie Rosjan na polskie ziemie było ostatecznym ciosem dla naszej okolicy. Dziadek do dziś ma przed oczami widok spalonej, zniszczonej Trzcianki. Po zadbanej i dobrze zagospodarowanej wsi zostały zgliszcza i pogorzelisko.

W naszej miejscowości mieszkali w większości Polacy. Czasami byli rosyjscy i niemieccy żołnierze, ale tylko przelotnie. Dziadek mało pamięta Żydów, ponieważ ukrywali się przed Niemcami. Niemcy w okrutny sposób traktowali tych ludzi: prześladowali ich, bill, łapali i wywozili do obozów, znęcali się i zabijali ich. Tak samo traktowali wszystkich, którzy ukrywali lub w inny sposób pomagali Żydom.

Po wojnie mieszkańcy, którzy ukrywali się po lasach i ziemiankach, zaczęli wracać i odbudowywać swoje domy. Wozili drewno z lasu, bo w tamtych czasach było ono podstawowym materiałem budowlanym. Dopiero później, za czasów Gierka, zaczęto budować domy murowane, zwiększono hodowlę zwierząt gospodarskich. Cała wieś powoli powstawała na nowo i rozwija się do chwili obecnej.

Po wojnie nie było nawet cukru. Zamiast niego używało się sacharyny w kształcie krążków. Nie było gotowych leków, a do robienia ich domowym sposobem wykorzystywano właściwości roślin np. przykładano liście, stawiano bańki ze spirytusem, podawano syropy z roślin. Nie można było też kupić pieczywa, więc każdy wypiekał je sam. Żyto mieliło się w żarnach, zbudowanych z dwóch kamieni. Ziarno musiało być suche. Sypało się je na jeden kamień, drugi je mielił, a zmielone leciało do misy. Najpierw robiło się zakwas, który musiał wyrosnąć, potem trzeba było go wygnieść i nareszcie można było piec chleb. Dziadek opowiedział, że jego mama zawsze robiła taki chleb w dzieży. Wsuwała go łopatą do pieca i piekła, aż się zarumienił. Kiedy jego rodzice jeździli do miasta sprzedawać jajka i masło, przywozili biały chleb, na który czekał każdy, a w szczególności dziadek. Później już zaczęli przywozić trochę wędlin i innych produktów spożywczych. [..]

Bardzo dziękuję dziadkowi, że poświęcił tyle czasu, przywołał tyle wspomnień, żebyśmy mogli dowiedzieć się jak dawniej żyli ludzie w naszej okolicy, z jakimi problemami musieli się zmierzyć. Po tym wywiadzie długo myślałam i zastanawiałam się, jak dziadek mógł żyć w tak trudnych czasach. Opowiadał o nich, ale się nie skarżył, nie narzekał – więcej: wciąż ma w sobie pozytywne nastawienie do świata i ludzi. Może powinniśmy zastanowić się, czy rzeczywiście mamy dzisiaj powody do narzekań?

Zuzanna Zdziarstek klasa III LL

Dodaj komentarz